czwartek, 15 grudnia 2011

Dialog siedemnasty...


Chcę zrozumieć sens bólu.... I nie umiem...
Zobacz, jak miał Abraham. Bóg kazał mu zabić własnego syna. Fakt, że odwołał w ostatnim momencie swoją prośbę. Sensem jest miłość do Boga, który jest Miłością. Bóg nie chce, byś straciła dziecko. Bóg chce, byś kochała mimo wszystko.
Ależ ja kocham mimo wszystko.... Całe moje życie tego dowodem...
By to wydarzenie nie sprawiło, że od Niego odejdziesz, że zaakceptujesz Jego decyzje.
Nie znam Jego decyzji...

Marysiu..., widać, Bóg zdecydował, że jesteś w stanie znieść jeszcze tę próbę. Zobacz..., Bóg w efekcie nie zabrał Izaaka  Abrahamowi...... Przeciwnie, potem dostał o wiele więcej [to w ... wymiarze ciala]. Ale w Twoim przypadku chodzi też o wymiar ducha. Istotności naszego istnienia.
Bóg wie, ile ja już przeszłam...
Tak naprawdę życie tu na ziemi jest tylko..........próbą..... Jest jakby hologramem prawdziwego życia. Bóg nie chce zabrać Ci Asi........... Ona jest dla Ciebie nadal, ale inaczej. I potem będzie zawsze z Tobą.
Nie umiem teraz „filozofować”...
Wiem, wiem...., ale inaczej zagubisz się w cierpieniu. A kiedyś i tak do tej myśli dojdziesz. Próbuj rozmawiać z Bogiem przez Biblię.
Nie chcę cierpieć, ale cierpię.
Żałoba jest nieunikniona...., ale próbuj znaleźć drogę...

Wiesz, Asia po kremacji była w domu....! Przez prawie całą dobę....!
W niektórych kulturach prochy bliskich mają swoje miejsce w  domu.... Ale u nas.....? Trudno chyba o to..., nawet na chwilę.....?
Udało mi się uzyskać osobisty odbiór urny i Asia pojechała z nami do domu. Przyjechał Kuzyn z W-wy i spał w pokoju, gdzie była urna.... Mówił.... „ja zawsze gadam z duchami...”. I nic nie odczuł.... Spał „jak zabity”, ze zmęczenia....
Bo to tylko prochy.... A Asia /jej dusza/ nie chciała zakłócać jego snu... To delikatna Dziewczyna.

Chciałam ich dotknąć...
Dotknęłaś?
Urna była jak zapieczętowana... Nie można było odkręcić wieczka.... Nie dotknęłam, nie widziałam...

Wiesz..., uważam że kremacja jest dobra... Przynajmniej nie myślisz o ciele pozostawionym.
To strasznie boli... Kilka godzin wcześniej dotykałam Jej ciała.... Było straszliwie zimne.... Mówiłam do niej.... „rozgrzeję cię... całym serduszkiem...”. Brałam jej dłonie w swoje ręce i rozcierając mówiłam „zrobię szuru-buru i zaraz będzie cieplutko”. Nie było...... 
Było ciepło duszy Asi........ Jej właściwemu sercu.
Głaskałam Ją, całowałam, przytulałam się... jakbym czekała na to, że lodowatość ukochanego ciałka zacznie tajać.....

Najgorsze było, jak zabierali trumnę.................. do pieca...... 
Co wtedy czułaś?
Wiedziałam, że nie ma już powrotu... 
Pokiwałam Jej ręką....
Jak zamknęły się drzwi za trumną to zapadłam się w nicość...
Podtrzymały mnie ręce bliskich....
Nie pamiętam, jak wyszłam z kaplicy....

Kilka godzin oczekiwania w przykaplicznej kawiarence... i ciepłą jeszcze urnę przytuliłam do serca...
Wtedy....  „wmurowało” mi nogi w podłogę... Nie mogłam zrobić kroku... w przyszłość bez NIEJ! Wszyscy wtedy jakby czuli, że to jest ten najcięższy dla mnie moment. Objęły mnie ręce najbliższych....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz