sobota, 17 grudnia 2011

Dialog dwudziesty piąty...


Wiem, że bywam marudna i koszmarna, przepraszam... Ja jakoś odsunęłam się od ludzi, czuję się zupełnie niewartościowa. Nie wiem jak to ująć, ale czuję, że powinnam umrzeć, że tylko to mnie czeka.
Powinnaś coś z „tym” zrobić.... zmarnujesz życie..., JEDYNE! To się nazywa depresja!
Ja przegrałam życie...
To można dopowiedzieć dopiero na końcu drogi, a nie jeszcze idąc....
Jestem jak jakiś chochoł, tylko trwam... i cofam się...
Z marazmu wychodzi się działaniem, nie staniem w miejscu.
Cokolwiek próbowałam, nie udawało się. Teraz dotknęła mnie kolejna porażka. Kiedyś myślałam, że się układa, a nie dość że straciłam to, co było niemal realne, to zachorowałam i  jakimś cudem nie umarłam. Myślałam, że wyszłam z tego... ale nie...
Na porażki też trzeba patrzeć przez jakiś pryzmat.... Inaczej oślepią!
Mądre zdanie..., będę gapiła się na te słowa.
No więc szukaj tego pryzmatu...., po prostu ucz się patrzeć inaczej!
Kiedyś chyba patrzyłam inaczej, ale wtedy mogłam sobie na to pozwolić. Teraz...... sama już nie wiem.
Nie, to nie tak. Jak nauczysz się patrzeć „inaczej” to już nigdy nie zmienisz optyki!
Jak można  odebrać to, że wokół wszyscy niemal dostają, a ja tracę? Tracę, choć niemal nic nie mam. Tracę nie tylko wartości materialne i zdrowie, ale też duchowe.
Może wysyłasz informacje o tym, że chcesz, aby Cię krzywdzono? Tak, myślę, że to jest to.... Prawo Przyciągania! Przypomniała mi się teraz pewna sentencja:

Zapytano sędziwego mnicha, który latami medytował, jak myśli, czym właściwie jest życie. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, po czym powiedział:
Myślę, że życie to głównie zaufanie i strach”.

Może zacznij budować to zaufanie...? Pamiętaj, że zacząć musisz od zmiany siebie. Powolutku, ziarenko po ziarenku, codziennie dodawaj do swoich myśli.
Może... Prosiłam wczoraj w kościele Boga o jakiś dobry znak..., coś co mnie pokrzepi. W pracy dostałam kolejne razy. Spróbuję jednak  jutro w pracy przyjąć postawę zaufania i jakiejś radości... Zobaczę... co z tego wyniknie.
Zapewniam Cię, że NIC! To zauważysz dopiero po latach...., bo nagle zobaczysz, że życie jest piękne i dzieje się tak, jak chcesz by się działo...
Marysiu, przecież to nie prawda.
Prawda, kochana
Chciałaś, by żyła Asia...... i co? Ja wiele w życiu chciałam... i nic! Niemal nic się nie stało, albo niewiele... A i to z wielkim mozołem zostało osiągnięte.
Nie chodzi o fizyczny wymiar istnienia, ale o wymiar Twoich myśli. Chcenie nic nie daje! Trzeba chcieć mentalnie, a nie tylko słowem.
A potrafisz czuć spokój czy jakieś zadowolenie, jak wiesz, że Asi nie ma przy Tobie? Nic nie jest łatwe... A jeśli traciłabyś więcej, to wtedy umiałabyś czuć....., chcieć czuć optymizm?
 Praca nad sobą..... to potrwa. Przeszłam to samo, co Ty. I z początku też buntowałam się, nie zgadzałam, krzyczałam, wpadałam w nerwicę. Aż kiedyś.... czyjeś słowa pomogły zawrócić mi z tej drogi. Zaczęłam pracować nad sobą. Joasia miała wtedy kilka lat, było mi baaaardzo ciężko, zostałam opuszczona praktycznie przez wszystkich. Żyłam z piętnem matki upośledzonego dziecka. Nie liczył się mój artyzm, bo zawsze byłam „ta inna”.

A propos rodzicielstwa przypomniało mi się coś, pozwolisz? Znam ludzi po rozwodach, którzy mówią, że mimo iż posiadają dzieci, to właściwie są zupełnie sami. Troskliwi rodzice, a jednak samotni. A przecież to Ty straciłaś realnie dziecko, nie oni!

Ja z kolei nigdy dzieci mieć nie będę... Jakbym miała... to byłabym szczęśliwa..
Możesz mieć.... jak ja.... Nie jest matką ta, która urodzi, ale ta, która wychowa. 
Nie, jak Ty też nie.
Mam znajomą, która sama adoptowała dziecko, Nie jako rodzina, ale tylko jako matka! Było trudno, ale ma dziecko! Wszystko więc przed Tobą! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz